I jak to z wakacji przywiózł rozmaite, bardziej lub mniej konwencjonalne pamiątki, m.in. kawałek zbutwiałej znalezionej na plaży deski, która zdaniem Łukaszynki z całą pewnością była fragmentem łodzi Wikingów.
Po pół roku Łukaszynka dojrzał do tego, by swoje znalezisko podarować muzeum. Tylko jakiemu? Po chwili namysłu i poszukiwań w internecie stwierdziliśmy, że ze znaleziska Łukaszynki najbardziej ucieszy się Muzeum Łodzi Wikingów z Oslo.
Na dole listu Łukaszynka się podpisał, tak jak potrafi.
Gdybyśmy naszego fragmentu łodzi mieli nie zobaczyć nigdy więcej (Łukaszynka wie, że muzea część zbiorów udostępniają zwiedzającym a kilkakrotnie więcej przechowują w przepastnych magazynach), fragment łodzi z Helu mamy na fotografiach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz