- Ewa zawsze chętnie rysowała, również "na zlecenie". Rodzice często chcąc mieć chwilkę spokoju wykorzystywali tą słabość Dziobaka: "Ewa! Narysuj pieska! .... Ewa, narysuj kotka!.... Ewa, narysuj kwiatki....". Zleceniom nie było końca: "Ewa! Narysuj dziadziusia!" zaproponowała kiedyś mama. Ewa trzymając akurat w ręku zieloną kredkę odwraca się i pyta zdziwiona: "Zielonego????" ["Zielony Dziadek" niestety zaginął. Ciekaw jestem czy przetrwały do dzisiaj inne wiekopomne dzieła m.in. : "Kwiatki rosną i straszne kupy" czy "Tato krzyczy i uśmiechnięty Duch Święty"?]
- Podczas wakacji w Lublinie podpuszczaliśmy Ewę żeby prowadziła "Rysunkowy dziennik z podróży". Dziobak się częściowo zbuntował i stwierdził, że rysować będzie, ale po swojemu. Dokumentując urodziny dziadziusia zgromadzeni goście przeobrazili się w przedziwne bajkowe postacie: Tata-Kaczka, Mama - Czerwona Kotka itp. Oglądając efekt prac mama Ewy dopytuje: "A co my jemy takiego ładnego, kolorowego?.... A nie! Przepraszam! .... To Dziadziuś-Kameleon!!!"
- W kościele starsza pani w ławce przed Ewą zakasłała. Ewa postanowiła udzielić jej pierwszej pomocy i ostukać pięścią jej plecy. Pani odwraca się oburzona, a Ewa słodkim głosem: "Kaszelek ma pani!".
- Kiedy Ewa była mała, jej tato co czas jakiś przyjeżdżał do domu innym służbowym samochodem. Ewa nie mogła doliczyć się ile ich jest. Kiedyś w filii Muzeum Motoryzacji w Otrębusach w warszawskich Łazienkach pochwaliła się pani: "A my mamy w domu Hondę, 3 Ople i Citroena!"
Kolejne zdjęcie zapożyczone - www.national-geographic.pl. - Ewa od urodzenia była smakoszem. Nie tolerowała w prawdzie marchewki i innych jak mawia Ewa dzisiaj "ten tegesów", ale zawsze lubiła poznawać nowe smaki. U nas w Lublinie był kaktus niemal identyczny jak na załączonym obrazku. Ewa pyta: "Czy tego kaktusa można jeść?" . Mama Ewy"No jak? zastanów się!", na co Ewa rezolutnie:"A jakby go obrać z tej skórki z kolcami?"
- Na dowód, że nasz Dziobak nie je wszystkiego - sytuacja podczas rodzinnego obiadu w Warszawie. Ewa nabiła na widelec szparagówkę i przygląda się jej podejrzliwie. W końcu woła: "Ale przecież to jest WAZIW!!!! Ja tego nie lubię!".
- Przed narodzinami Łukasza największą gwiazdą w Lublinie, zdaniem Ewy i swoim własnym, był kot Jinx. Ewa męczyła rodziców: "Kupcie mi kotka! Proszę!", mama Ewy: "Daj spokój Ewka! Jak pojedziesz do Lublina, pobawisz się z Jinxem"; na to Ewa: "Ale mamo! Jinx jest ładny "sleblny", ale on jest strasznym WAJATEM!!!" [obecnie Jinx jest już starym piernikiem, a Ewa-Dziobak ma własne 2 kotki]
Pamięć ludzka jest zawodna, ale jeśli przypomę sobie kolejne "dziobakowe" gagi Ewusi, z pewnością opublikujemy je na "Wakacyjnym blogu"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz