wtorek, 30 kwietnia 2013

Zwierzątko dla taty

Dziś rano przed pójściem do przedszkola Łukaszynka do taty:
- Tato! Mam dla ciebie nowe zwierzątko. To taki "konik co nie bryka, tylko w wodzie sobie pomyka"
Konik morski - w akwarium.
Zabierz go z sobą do pracy, będzie ci przyjemnie i konik morski będzie chronił twój komputer, zupełnie tak samo jak pluszaki chronią moje sny.
Dzisiaj się nie udało. W nocy miałem bardzo zły sen. Śniło mi się, że nasz samochód zmienił się w Diabełka i wyrzucał moje zabawki.
A wiesz tato skąd się biorą złe sny? Jak DNA w główce dobrze się ułoży, to wtedy jest dobry sen. Jak DNA się źle ułoży, wtedy śni ci się zły sen. Teraz już rozumiesz?
A jak będziesz się w pracy dobrze opiekować konikiem morskim, to wieczorem zrobimy razem lemura....

piątek, 26 kwietnia 2013

Mój przyjaciel Zdrojek

To nie jest wpis reklamowy. "Woda ze Zdrojkiem" nie płaci nam, mi ani tacie, za pisanie pieśni pochwalnych na jej temat. Nasz najnowszy wpis nie będzie zresztą pieśnią, bo się nie rymuje.
Akcja: "Mamo, tato wolę wodę" jest mi bliska. Lubię pić wodę, zarówno taką z bąblami, jak i o wiele zdrowszą bez niczego - "Zdrojkową" jak i innych marek.
Ale Zdrojek jest szczególnie fajny, bo ma superaśne plakaty, książeczki rozdawane w przedszkolach (moje przedszkole uczestniczy w akcji: "Mamo, tato wolę wodę").
Ale najfajniejsze u Zdrojka jest to, że ma fantastyczną stronę internetową z grami dla dzieci. Wczoraj przeszedłem cały poziom, zebrałem mnóstwo odznak: Śpiewaka, Małego Bystrzaka, za spostrzegawczość, a na koniec dostałem Dyplom Przyjaciela Zdrojka. Nie pierwszy zresztą w mojej karierze małego internauty.
A wiecie w jakiej mądrej akcji troszeczkę powiązanej ze Zdrojkiem uczestniczymy w przedszkolu?
Niepotrzebnych nakrętek nie wyrzucamy do śmieci, oszczędzamy w ten sposób środowisko, tylko przynosimy je do przedszkola. Mamy tam takie specjalne przezroczyste pudełko.
Kiedy nakrętek po wodzie i innych napojach nazbiera się dużo, przedszkole płaci nimi za leczenie bardzo chorego chłopczyka Karola z lubelskiego hospicjum (takiego szpitala dla bardzo chorych dzieci).
Dlatego proszę - nie wyrzucajcie nakrętek. Może i u was w okolicy można pomóc jakiemuś bardzo choremu dziecku?

czwartek, 25 kwietnia 2013

Uczę się robić zdjęcia - lekcja 2

Tato twierdzi, że każdy początkujący fotograf, zwłaszcza robiąc zdjęcia małym aparatem, robi jeden i ten sam błąd: pcha paluchy w obiektyw. Pozwolę sobie nie zgodzić się z tatą. Jaki błąd?! Czy takie zdjęcia nie są ciekawsze?

Aaaa.... Łukaszynka kotki ma dwa!

Uściślenie w temacie kotów. "Łukaszynka (czyli ja) kotki mam dwa".
Jinx jest starym, bardzo poważnym kotem. Rodzice go przygarnęli jak jeszcze nie było mnie na świecie. Imię wybrał dziadziuś.
Jinxowi było u nas tak dobrze, że wyhodował sobie bardzo gruby brzuch i całą resztę kota, mimo że żarłokiem nie jest. Po prostu najbardziej na świecie lubi spać i nie bardzo lubi poruszać się bez potrzeby. Moi rodzice rozmawiali już dawno z panią weterynarz (doktorką od kotów), że Jinx byłby zdrowszy gdyby miał towarzystwo.
Bardzo chciałem mieć drugiego kotka i rodzice w końcu się zgodzili. Tak do nas trafił nasz drugi kot - Kropek.
Rodzice pozwolili mi wybrać imię dla Kropka. Powiedzieli, że Kropek jest moim kotem, wybrałem go świadomie i że to ja jestem za niego odpowiedzialny. Tak więc już od kilku miesięcy systematycznie i odpowiedzialnie spuszczam Kropkowi bęcki albo go tulę, kupuję mu karmę i zabieram zabawki, które nie są dla kotów. Kto to widział, żeby kot bawił się żołnierzykami w wojnę "Stanów Zjednoczonych ze Stanami Zjednoczonymi" albo figurkami dinozaurów?!
 Rodzice mówią, że obaj z Kropkiem jesteśmy tacy sami niesforni. Nie wiem do końca co to znaczy, ale tak sobie myślę, że gdyby wszyscy dorośli byli równie niesforni co ja i Kropek, to świat byłby piękniejszy.
Ale tak naprawdę bardzo kocham oba moje kotki: poważnego Jinxa i "postrzelonego" Kropka. To chyba kolejne "wyrażenie które plącze język" bo nie przypominam sobie żeby ktokolwiek kiedykolwiek do Kropka strzelał.

"Autoportret z dwoma kotkami" narysowałem zaraz po przyniesieniu Kropka do domu. Dziś ma już wartość historyczną. Od kilku miesięcy wystawiany jest w naszej "galerii wielkiej sztuki" czyli na lodówce. Tato mówi : "Sztukę się stosuje", a chyba tato coś tam wie o sztuce?

sobota, 20 kwietnia 2013

Portret Kropka

O kocie Kropku już słyszeliście.
Że jest młodym, wesołym kociakiem, że najbardziej na świecie lubi jeść i gdyby mógł, to by pewnie zjadł i słonia.
 Ale nie wiecie chyba, że taki z niego przystojniak....

środa, 17 kwietnia 2013

Tata i krokodyl

Chciałem pochwalić się moim kolejnym wielkim dziełem - oto mój tata i mój krokodyl Marian.
(Jakby ktoś miał problemy z odróżnieniem, krokodyl Marian to ten po lewej z większymi zębami.)
W domu oczywiście nie trzymamy prawdziwego krokodyla. Po kupnie akwarium z rybkami i przyprowadzeniu drugiego kota rodzice powiedzieli: "Już dość zwierząt w domu".
Marian jest ogromnym, starym pluszakiem. Jest starszy nawet ode mnie. Ze starości odpadły mu już oba oczka, pruje się nieco na szwach i gubi wypełnienie. Ale i tak straszny z niego "Słodziak". Prawdziwy krokodyl nie byłby pewnie tak miły. A już na pewno nie dałby się podłożyć pod plecy kiedy oglądamy telewizję.
A wiecie że krokodyle były jednymi z moich najulubieńszych zwierzątek jak byłem dzidziusiem? Nazywałem je wtedy: "buty", bo rodzice w kółko czytali mi wierszyk: "Jeden krokodyl kupił buty i poznał dwa słonie z Kalkuty". Od tego pomieszało mi się w głowie. Nie wiedziałem w końcu które słowo co oznacza.
O innych poplątańcach językowych z wczesnej młodości mógłbym opowiadać długo, a moi rodzice to pewnie bez końca. Wiecie na przykład, że mojego przyjaciela Sebastiana przez długi, długi czas nazywałem "Bananem"? Na szczęście jestem już prawie dorosłym starszakiem i już mi przeszło.

Teatr pana Andersena

Cześć!
Jeżeli wybieracie się do Lublina, powiem Wam o jeszcze jednym fajnym miejscu. Na Starym Mieście, niedaleko miejsca gdzie sprzedają najlepsze lody i rurki z kremem jest najprawdziwszy teatr dla dzieci. Teatr im. Hansa Christiana Andersena, takiego duńskiego (czyli wikingowskiego) pisarza, który pisał piękne baśnie fantastyczne do czytania przed snem. I oglądania też. Moja książka ma obrazki pana Szancera. Ewa - moja starsza siostrzyczka która sama jak dorośnie będzie robić ilustracje do książek twierdzi, że pan Szancer to wielki artysta. A któż może się znać na tym lepiej niż moja Ewa?
Tego znaczka ze śmiesznym "kurakiem" na bilecie nie rysował pan Szancer, ale mi i tak bardzo się podoba. Trochę byłem zdziwiony, bo razem z przedszkolem byliśmy na przedstawieniu "Tymoteusz i Psiuńcio" a na bilecie zamiast psa jest "kura" (bo jak byłem w kinie na Muppetach to na bilecie były Muppety), ale tato wyjaśnił mi, że to nie kura tylko łabędź z baśni pana Andersena "Dzikie łabędzie". Znacie tą czytankę?
Sztuki "Tymoteusz i Psiuńcio" nie napisał wcale pan Andersen tylko mało znany autor Jan Wilkowski, ale muszę przyznać, że napisał ją jak sam Mistrz.
Bajka jest o tym, że Tymoteusz bardzo chciał mieć pieska, ale jego tato nie chciał się na to zgodzić.
Podczas przedstawienia Psiuńcio robi różne śmieszne rzeczy, na przykład ucieka ze sceny, chowa się wśród dzieci. Ukrył się za moją przyjaciółką z przedszkola - Weroniką.
Pokarzę Wam na You Tubie jak z tym samym przedstawieniem poradził sobie teatr z Olsztyna.
Ale przedstawienie teatralne każde jest troszeczkę inne i każdy teatr jest inny.W Lublinie są drabinki w kształcie literek, na które włażą aktorzy, w hallu jest pianino....  Fajne miejsce!
Poproszę rodziców żeby zabrali mnie tak kiedyś raz jeszcze na jakieś przedstawienie. Może nawet by ich "przekupić" poprawię swoje zachowanie?

[ Wpis na blogu jest subiektywnym zapisem wrażeń Łukaszynki. Wiarygodność opowieści mogłyby zweryfikować panie z przedszkola ]

czwartek, 11 kwietnia 2013

Mój najnowszy wynalazek

Chciałbym przedstawić Wam mój najnowszy wynalazek. Wygląda jak klocki drewniane i baza kosmiczna do kąpieli? ... Nic bardziej mylnego.
Mój najnowszy wynalazek nazwałem "KTEMAGŁOWY (???) DO SOKU".
Dziwna nazwa? W łukaszołacinie "Ktema-" znaczy "pracowity", a "głowy" to "co dwie głowy to nie jedna".
Moja maszyna jest nie tylko pracowita, ale i inteligentna.
Umieściłem na niej znaczek: "OL" Po prostu takie literki mi się spodobały.
Jak sama nazwa mówi "KTEMATOGŁOWY DO SOKU" robi picie, a w szczególności sok i kawę. Ale potrafi robić też Coca-Colę, "Esprajt" (Sprite) i wiele innych. Nie wiem czy powinienem pisać o tym na blogu ale może prawnicy z Coca-Cola Company się o nim nie dowiedzą?
Tato mi to tłumaczył, ale ja w dalszym ciągu nie rozumiem czemu nie można samemu w domu produkować np. Coca-Coli? Co to komu szkodzi?

[Przepraszam za wpis bez ładu i składu. Pisaliśmy z tatą w porze "Czytanek Rybki Mini-Mini obaj wściekle zmęczeni. Może jutro będę w lepszej formie?]

Lista zakupów

Zdjęcie karty pożyczyliśmy ze strony porównywarki finansowej MoneyZoom - www.moneyzoom.pl.
Moja mama ani nikt z moich znajomych nie nazywa się Anna Kowalska. Nie próbujcie płacić tą kartą za zakupy w internecie.
Mama do Łukasza: - Idę do sklepu. Kupić ci coś?
Łukaszynka: - Do sklepu?..... Kup mi........ mmmmmmm.......mmmm.......
- Kup mi proszę..... wszystko!

środa, 10 kwietnia 2013

Moja Ewa

A oto i moja Ewa....
We własnej osobie, a raczej mojego pędzla.
Tak się tylko mówi, bo tak naprawdę rysowałem kredkami ołówkowymi. Ale mam nawet książkę "O wyrażeniach, które plączą język" i to jest właśnie takie wyrażenie, podobnie jak "portret malowany sercem".
Musicie przyznać, że prawdziwa z niej piękność z tej mojej Ewy. A widzieliście jakie ma szałowe kolczyki?

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Uczę się rysować

Ostatni weekend minął mi pod znakiem warsztatów plastycznych. Była u mnie moja starsza siostra Ewa, która fantastycznie rysuje i jak dorośnie zostanie grafikiem książkowym, czyli taką panią co robi obrazki do książek.
Ewa ma lat 10 i na mojej tablicy zostawiła szereg przepięknych portretów księżniczek, które wyglądają jak modelki albo modelek, które wyglądają jak księżniczki. Sam już nie wiem.
Prawda, że można się zakochać?....
Troszeczkę Ewie pozazdrościłem talentu. A że tato twierdzi, że nawet wielki Leonardo da Vinci (oglądaliście "Byli sobie wynalazcy" o mistrzu Leonardo? Jeśli nie - polecam!!!) uczył się malować kopiując dzieła swoich mistrzów. Na przykład Verrocchia....









Postanowiłem więc wzorem najlepszych wykonać wierną kopię dzieła mojej Ewy.
















I co o tym sądzicie? Mam szansę zostać wielkim artystą jak Leonardo da Vinci i Ewa czy już lepiej skupić się w całości na paleontologii?

piątek, 5 kwietnia 2013

Rozwiązanie zagadki

To też oczywiście Herkules!!!
Wielki i silny jak ten grecki bohater co pokonał straszną Hydrę.
Długość - 30 metrów (tyle co boisko do kosza), rozpiętość skrzydeł znacznie większa - 40 metrów. Masa własna (czyli waga) - 38 ton - tyle co ciężarówka z załadunkiem. Ale ona przecież nie lata, a Herkules owszem. Osiąga przy tym prędkość 610 km/h!!! Po ziemi tak szybko potrafi jeździć tylko TGV - najszybszy pociąg świata.
Żeby to osiągnąć potrzebuje naprawdę potężnych silników. I to aż czterech turbośmigłowych (śmigło to takie urządzenie napędowe co wygląda jak wiatraczek, a "turbo" znaczy tyle, że silnik jest mechanicznie doładowany, przez co jest dużo mocniejszy niż zwykły)
Moc każdego silnika to 4300 KM (konie tak naprawdę nie latają, ale tak się już inżynierowie umówili dawno, dawno temu żeby moc każdego silnika na świecie porównywać z siłą konia pociągowego). Gdyby rodzice wszystkich dzieci w naszym przedszkolu kupili taką Toyotę jak ma tata, to wraz Herkules z jednym tylko silnikiem byłby silniejszy od tych wszystkich Toyot razem wziętych.
Na pokład Herkules zabrać może 96 pasażerów lub 64 spadochroniarzy. W autobusie komunikacji miejskiej jest 40 miejsc siedzących.
Dobrze, że mamy w polskim wojsku "prawdziwych Herkulesów"....

Rebus

Cześć!
Jeśli czytacie mojego bloga uważnie, to pewnie już wiecie, że lubię postać Herkulesa - prawdziwego i od pana Disneya. I wiecie już pewnie, że lubię także samoloty.
A wiecie też, że lubię rebusy, czyli takie zagadki?

To jedna z nich: Co łączy te dwa obrazki?

Disney Co.
Żródło: TVN24 (tato bardzo lubi oglądać tam wiadomości)


Druga część zagadki jest trudniejsza. Kto wie co to za samolot?
Pierwszy obrazek już znacie

Nieznana choroba

Zdjęcie: PAP
Łukasz do taty:
- Wiesz, jestem bardzo chory.
- A co ci jest?
- Gorączka pączków (to jak "gorączka złota" w Ameryce) Nie mogę przestać myśleć o pączkach....

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Uczę się robić zdjęcia

Moi rodzice mówią, że mam wiele talentów. Takie bogactwo nazywają czasami "klęską urodzaju".
Pomyślałem więc czemu by nie spróbować swoich sił jako fotograf?

Tato jak to zwykle dorośli - starał się mi tłumaczyć, że fotografia to sztuka, że fotograf musi myśleć o tym, co fotografuje, dbać o światło i o kompozycję, czyli robić zdjęcie tak, żeby to co fotografuję wyglądało jak najlepiej, ładnie mieściło się w ramce...

I jak myślicie? Załapałem o co chodzi?

Oto mój kot Kropek w części środkowej. Tematem pracy są jego plecy.










A tu tematem jest ogon mojego drugiego kotka - Jinxa










Kot Jinx jest poważnym kotem w średnim wieku. Tak wygląda w pełnej krasie - nie tylko po świętach.









A oto moje stopy. Prawda, że ładnie wyszedłem?
Tato mówi, że właściwie jest to mój pierwszy "Autoportret".










i wielka sztuka, która podobno nigdy się nie starzeje....










Wielu z Was pomyśli sobie zapewne, że byłem w Kosmosie i sfotografowałem czarną dziurę. Nic podobnego! A przynajmniej jeszcze nie tym razem. To tylko zbliżenie na czarny sweterek dziadziusia!








A tytuł tego dzieła to "Martwa natura z herbatą".










Szkoda, że już zadecydowałem, że jak dorosnę to zostanę paleontologiem, bo w przeciwnym razie artysta-fotografik byłby ze mnie całkiem nie najgorszy....